Gry Podobne » Recenzja Raven Squad

Recenzja Raven Squad

Raven Squad
Operation Hidden Dagger

Recenzja


W sierpniu 2009 roku na rynku pojawiła się gra, która już samym opisem budziła bardzo mieszane odczucia. Jak inaczej można podejść do mieszanki skrajnie różnych gatunków gier, jakim jest niszowa strategia oraz typowy, coraz popularniejszy shooter? Właśnie coś takiego postanowiło zaserwować nam studio Atomic Motion swoim tytułem: Raven Squad: Operation Hidden Dagger. Czy takie próby tworzenia niecodziennych hybryd są skazane na całkowitą porażkę i potępienie, czy może jednak da się z nich wyciągnąć coś naprawdę interesującego? Czas najwyższy, przyjrzeć się temu bliżej.

Fabuła jaką nam przedstawiono, nie jest specjalnie ambitna: rok 2011, świat jest pogrążony w kryzysie finansowym (czy my to skądś znamy?), zaś przepaść pomiędzy krajami bogatymi, a rozwijającymi się, rośnie z miesiąca na miesiąc. O ile te pierwsze są w stanie poradzić sobie z problemami, o tyle druga grupa spowita jest chaosem i pełna łusek po wojnach domowych. My natomiast, jako grupa najemników, trafiamy w rejony Dżungli Amazońskiej. Odzyskać mamy cenny ładunek zagubiony w tych rejonach. Dochodzi jednak do tragedii: nasz samolot ulega katastrofie, ginie większość załogi, zniszczeniu ulega niemal całe wyposażenie.

Ocalała grupa postanawia walczyć o życie, bo tego będzie wymagała ucieczka z tego piekła. W trakcie tej wędrówki dochodzi jednak do kontaktu z tajemniczą panią archeolog, która z nieznanych powodów chce nam pomóc. Okazuje się jednak, że będziemy musieli zadbać nie tylko o własne cztery litery. Tak naprawdę powyższa fabuła jednak nie na wiele się zda, ponieważ nasze zadania i tak są ściśle określone, podobnie jak ścieżki którymi musimy się poruszać, a więc nijak nie da się powiedzieć, że gra daje nam jakąkolwiek swobodę ruchu. Znakomita większość zadań przed jakimi staniemy jest do bólu oklepana i przewidywalna: dostać się z punktu A d punktu B, obronić jakiś punkt, zorganizować zasadzę i pokonać przeważające siły wroga, zniszczyć stanowiska artylerii przeciwlotniczej, czy też dostarczyć paliwo do barki rzecznej. Mogą się one wydawać interesujące, ale niestety tak nie jest w istocie: praktycznie zawsze wystarczy wyciąć w pień przeciwnika. Sytuację ratuje to, że dzięki dodatkowym wstawkom filmowym poszczególne misje oraz zadania łączą się ze sobą w miarę logiczną całość.

Raven Squad: Lecimy na akcję Raven Squad: Mgła
Hej ho, na akcję by się... szło? Co widzisz? Gó*** widzę, sir!

Nieco ciekawiej wyglądają sami nasi podkomendni: jak już napisałem, są to dwa uzupełniające się wzajemnie oddziały, zaś w każdym z nich znajdziemy trzech najemników. W sumie trochę trudno tu mówić o najemnikach, ponieważ wypowiadają się oni w sposób nad wyraz delikatny, jak na takie osoby: dalej chłopcy czy do roboty dziewczynki to słowa, które wyglądają dziwnie w ustach ludzi zarabiających na życie poprzez zabijanie innych. Każda z postaci posiada inne uzbrojenie standardowe i dodatkowe. O ile to pierwsze to broń na każdą okazję, o tyle druga jest niejako specjalnością danego najemnika: jeden z nich posiada karabin snajperski, drugi wyrzutnię rakiet, jeszcze inny granaty odłamkowe, ratujące sytuację, gdy przeciwników robi się tyle co mrówek w dżungli amazońskiej. Trudno jednak mówić o jakichkolwiek charakterach: różnią się oni tylko głosem i wybór gracza co do swojej ulubionej osoby ogranicza się tak naprawdę tylko do wyboru ulubionego zestawu do zabijania... Zapomnieć możemy również o jakimkolwiek rozwoju żołnierzy podczas całego trwania gry – nie ma ani statystyk, ani żadnych "poziomów", ani umiejętności (oczywiście poza uzbrojeniem).

To, co ma być jednak w tej grze najważniejsze, to możliwość prowadzenia rozgrywki z dwóch perspektyw: pojedynczego wojaka, jak i dowódcy rozkazującego wszystkim na polu walki, a wszystko przełączane po naciśnięciu jednego tylko klawisza. Trudno opisywać tryb pierwszoosobowy – ot taki sobie klasyczny shooter, raczej niczym się nie wyróżniający. Podczas celowania możemy dodatkowo "przycelować", ale nie jest to nic szczególnego. Z nieznanych przyczyn zabrakło możliwości jakiegokolwiek skakania, oraz padania twarzą na glebę, możemy bowiem tylko przykucnąć, aby nie być aż tak łatwym celem jak kaczka do odstrzelenia. Warto się tu na chwilę zatrzymać, ponieważ wykonywane przez nas akcje jednym z wojaków, dotyczą również całej reszty: jeżeli jednym z oddziału kucniemy, robi to pozostała dwójka. Jeżeli gdzieś biegniemy, towarzysze oczywiście biegną za nim. Brakuje również możliwości wychylania się na boki, co często w rzeczywistości ratuje wojskowym. Z drugiej strony, w wielu nowych grach również tego nie zobaczymy, ale dlaczego producenci z tego rezygnują? Trudno powiedzieć...

Raven Squad: Most na rzece Raven Squad: Widok strategiczny
Prawie jak nad Kwai w czterdziestym... Ups... ale to się wyklepie...

W wypadku Raven Squad ciężko tak naprawdę mówić o elementach typowo strategicznych. Praktycznie jedynym z nich jest wspomniana już wcześniej perspektywa z lotu ptaka i możliwość wygodnego obserwowania pola bitwy. Próżno tu szukać jakichkolwiek elementów ekonomicznych, czy nawet zagadnień związanych z dostawami wyposażenia – całe nasze podstawowe uzbrojenie ma niestety niekończącą się amunicję! Jedynie w wypadku dodatkowych elementów jest ona ograniczona, ale na mapach znajdziemy gęsto rozrzucone skrzynie dla jednego lub drugiego zespołu, które zawierają to, co może nam się przydać. Podobnie wygląda sprawa opatrunków oraz zastrzyków, które pozwalają na uratowanie umierającego żołnierza. Co gorsza, wszystkie te skrzynie możemy bez jakiegokolwiek problemu zlokalizować przy użyciu właśnie widoku trybu strategicznego: są po prostu zaznaczone i nie sposób ich przeoczyć... Znalazł się również prawdziwy gwóźdź do trumny: podobnie jak przy trybie FPS, cała grupa robi w jednej chwili praktycznie to samo i w tym samym miejscu. Nie da się rozstawić pojedynczych najemników, pozostaje nam jedynie kierowanie dwoma grupami. Cały element strategiczny diabli więc biorą.

Z drugiej strony, właśnie ten tryb umożliwia nam zupełnie inne prowadzenie całej rozgrywki i to pomimo takiej okrutnej kastracji, jakiej dopuścił się producent. Dzięki niemu można wykonywać zaplanowane akcje, takie jak chociażby zsynchronizowany atak z zaskoczenia przy użyciu obu zespołów, czy też zorganizowanie pułapki w środku dżungli. Gdy go używamy, musimy liczyć się z tym, iż nasi wojacy nie są tak skuteczni jak wtedy, gdy osobiście chwycimy za broń. Na szczęście nie zapomniano o alternatywnym uzbrojeniu i również w widoku strategicznym możemy go używać, do tego w bardzo prosty sposób. Pozwala to np. na szybkie eliminowanie wartowników za pomocą snajpera z drużyny zwiadowczej, a jednocześnie podchodzenie do bazy wroga drugim oddziałem. Coś takiego w trybie FPS nie jest możliwe do osiągnięcia.

Raven Squad: Desant Raven Squad: Bazooka
Desant - prawie jak wyprawa po jagody Zobaczymy, kto tu jest twardzielem!

Oprawa audiowizualna niestety nie powala na nogi, jak i również choćby nie stara się zbliżyć do poziomu, jaki oferują nam nowoczesne shootery, a skoro jest to hybryda, to warto zwrócić na to uwagę. Może wynika to z faktu konwersji konsolowej, choć i tak moim zdaniem gra mogłaby wyglądać nieco lepiej. Miłym zaskoczeniem jest wygląd ognia jak i dymu / mgły, które nadal są dla twórców gry największym problemem: kiedy nocą przechodzimy przez ciepłe i dymiące jeszcze zgliszcza wioski, nasze plecy przechodzi niemiły dreszcz. Granaty dymne stanowią natomiast rzeczywistą zaporę i widoczność w stawianej przez nie chmurze jest tak ograniczona, że często możemy zranić własnych kamratów, zamiast przeciwników! Niestety cała reszta jest bardzo nierówna: z jednej strony całkiem ładna, dosyć gęsta dżungla, rzeki z wodą odbijającą otoczenie oraz świetnie wykonane helikoptery wojskowe, z drugiej niekiedy bardzo proste tekstury, kiepskie wykonanie budynków, oraz fatalne efekty specjalne. Objawia się to szczególnie w miastach, paradoksalnie, najciekawszych rejonach prowadzonych działań. W grze znajdziemy dwa rodzaje przerywników – jeden wykonany w sposób bardziej filmowy, wyglądający całkiem niezły, drugi to bardzo krótkie cut-scenki zrobione na silniku gry, których wolę jednak nie komentować.

Dźwięk, jaki usłyszymy w Raven Squad jest poprawny, acz dosyć prosty. Niektóre egzemplarze broni palnej brzmią nieco zbyt "płasko", podobnie zresztą jak większość eksplozji. Na szczęście inne dają nam radość z pociągnięcia z spust, np. RKM czy kałasznikow – czystą przyjemnością jest to, co słyszymy podczas przeładowywania. Nie wiem kto odpowiadał za muzykę, ale naprawdę powinien zostać przykładnie ukarany dla przyszłych twórców gier: jest ona bardzo klimatyczna, ale występuje jedynie w menu, niektórych przerywnikach filmowych i baaardzo sporadycznie podczas rozgrywki... można wręcz powiedzieć, że nie ma jej tam wcale. A to przecież dzięki takiej muzyce można dodatkowo podkreślić klimat. Na zakończenie kwestii typowo technicznych przydałoby się jeszcze wspomnieć o fizyce, oraz wymaganiach sprzętowych gry. Jeżeli liczycie na to, że zobaczycie tutaj tak realistyczne zachowanie obiektów jak chociażby w Half-Life 2, niestety nie trafiliście dobrze – niewielkie eksplozje wyrzucają skrzynie (wyglądające na naprawdę ciężkie) na wiele metrów, rzucane granaty są natomiast niezbyt wyważone i nie czuć ich, jak ma to miejsce w innych grach. Na szczęście nie ma powodów do narzekania na wymagania systemowe. Nie są one zbyt wygórowane jak na grę, która jakby nie patrzeć, jednak jest również FPSem.

Na koniec, który zapowiada się chyba jako bardzo pochmurne i niezbyt optymistyczne podsumowanie gry, zwrócę uwagę na coś jeszcze. Gdy uruchomiłem grę po raz pierwszy, przeszedłem niecałą jedną planszę, głównie z braku czasu. Gdy do niej wróciłem, zabrała mi z życia całe trzy dni no i do tej pory nie wiem, co się wtedy tak naprawdę stało. Pomimo wielu wad, pomimo tego, że hybryda stanowi połączenie obu gatunków w bardzo okrojonych formach, gra naprawdę ma to coś. Cały czas towarzyszy nam akcja, akcja i jeszcze więcej akcji. Brniemy do przodu, a godziny za zegarku lecą nieubłaganie. Nie wiem, czy dla każdego jej grywalność będzie podobna, ale dla mnie była niemałym szokiem: tak wiele niedoróbek, wybacza się w naprawdę szczególnych wypadkach, a Raven Squad jest niczym zderzenie autobusów na ostrym dyżurze.

Akcja, akcja, akcja! Nietypowy, niepowtarzalny klimat Walka na dwóch odmiennych płaszczyznach Świetna realizacja efektu ognia oraz dymu
Kastracja obu gatunków Dosyć słaba grafika Gdzie jest muzyka?! Raczej kiepska fabuła
Autor: lukasamd, 2 komentarze · 13226 czytań
Komentarze (2)
  • Avatar użytkownikaRodis

    Czy ktoś grał w taką grę jak "Shadow Company - left for dead"? Nie, to poszukajcie zaskoczy was i to porządnie.

  • Avatar użytkownikaMDmaster

    Kastracja obu gatunków? RTS tak, ale FPS pełną gębą! A i tak RTS dobry!




Nick: