Organizacja - seria odcinkowa » Organizacja - Odcinek 4

Poprzedni odcinek | Spis odcinków | Następny odcinek

Organizacja


Odcinek czwarty


9 sierpnia 2001
Londyn, Wielka Brytania

Stephen, trzymając w rękach dwie walizki, czekał na swoim piętrze na windę. Został już pobieżnie przesłuchany przez policję, a ponieważ funkcjonariusz zastał go pod prysznicem dość łatwo uwierzono, że Rothman nic nie wie o uzbrojonym człowieku, który zabił trzech stróżów prawa i jednego z gości hotelowych. Stephen obawiał się, że kobieta, do której pokoju wtargnął z bronią w ręku, może go rozpoznać. Na szczęście jednak nie mieli okazji się spotkać po raz drugi, a podany przez nią rysopis był zbyt chaotyczny, aby policja mogła na jego podstawie go rozpoznać.

Kiedy wchodził do windy przypadkowo uderzył walizką jakiegoś mężczyznę stojącego w środku. Stephenowi dość dziwne wydało się, że człowiek ten cały czas przygląda mu się jakby z niedowierzaniem, ale nie miał zamiaru się nad tym dłużej zastanawiać. Bardziej interesowało go kto sprzątnął Arnolda Schwarza, a później wezwał do hotelu policję. Wiedział, że na świecie ma wielu wrogów, którzy wiele by dali, aby widzieć go spokojnie leżącego w drewnianym pudełku, ale nie uważał, by ktokolwiek z nich organizował coś takiego. Prędzej strzelono by mu w ciemnej uliczce w plecy.

Po wyjściu z windy skierował się prosto do recepcji, po drodze kiwnął głową mijanemu policjantowi, który wcześniej słuchał jego zeznań.
-Dzień dobry, - zwrócił się uprzejmie do recepcjonisty – oddaję klucz do mojego pokoju. Chciałbym powiedzieć, że pobyt tutaj był niezwykle miły, ale niestety wypadki dzisiejszego dnia mi go trochę popsuły.
-Niezwykle mi przykro, - tłumaczył mężczyzna odwieszając klucz – ale takie przypadki dotychczas nie miały miejsca w hotelach naszej sieci. Sam pan rozumie, panie Johnson, że mogło się to wydarzyć równie dobrze w hotelu Plaza.
-Być może. – machnął ręką „pan Johnson” – W każdym bądź razie i tak dzisiaj musiałem wracać do domu, do Stanów... do widzenia – dorzucił i skierował się w stronę wyjścia. Wydawało mu się, że w szklanych drzwiach odbiła się sylwetka człowieka, który dziwnie na niego patrzył w windzie, ale kiedy się odwrócił nie zobaczył go, więc zapominając o tym zdarzeniu wyszedł na Pitt’s Head Mews, gdzie czekała już na niego taksówka.

Klaus Meyer wprost nie wierzył własnym oczom. Stephen Rothman nie dość, że żył, że nie został pojmany przez brytyjską policję to jeszcze cały i zdrów opuszczał hotel narzekając na wydarzenia tego dnia. Niemiec wiedział, że jego zleceniodawca nie będzie zadowolony z takiego rozwoju wypadków i że będzie musiał zaplanować kolejna pułapkę na Rothmana... Zdawał sobie sprawę z tego, że teraz nie uda się wyciągnąć najemnika na następną „podłożoną” misję, więc trzeba będzie uderzyć na niego bezpośrednio... Tyle, że to może kosztować życie wielu ludzi Klausa...

Wsiadłszy do taksówki kazał zawieźć się na Heathrow skąd faktycznie odchodził samolot do Stanów Zjednoczonych, na który naprawdę kupił bilet. Nie zamierzał tylko do tego samolotu wsiadać. Pożegnawszy się z kierowcą skierował się do budynku lotniska. Pokręcił się chwilę po hali, kupił i zjadł hot-doga, a potem wziął swój bagaż i wyszedł na postój taksówek.
- Old Brompton Road – podał numer domu
- Pan ze Stanów, prawda? Zgaduję po akcencie – zapytał kierowca włączając prawy kierunkowskaz
- Tak, urodziłem się tam, ale od jakiegoś czasu mieszkam w Anglii. – odpowiedział patrząc w okno, po czym dodał sugerując, że nie ma ochoty na dalszą rozmowę– Podróże samolotem strasznie mnie męczą, a ta nie należała do tych najprzyjemniejszych...

Helen przywitała go w samym drzwiach od razu rzucając mu się na szyję. Miała jasnobrązowe włosy sięgające jej do ramion, nad którymi lekko kręciły się w górę. Wysoka, szczupła, o niezwykle zgrabnych nogach, wąskiej talii i wcale nie takim dużym biuście od razu wpadła w oko Stephenowi. Poznał ją dwa miesiące temu w nieodległym Science Museum na Harrington Road, kiedy to przyglądała się z zaciekawieniem jakieś maszynie parowej. Rothmana oczywiście o wiele bardziej zainteresowała piękna kobieta, więc postanowił zawiązać znajomość. Jak widać owocną, bo niecałe dwa tygodnie później Helen dostała własny komplet kluczy do jego mieszkania.

Wiedząc, że dziewiątego sierpnia ma wrócić z „trzydniowej podróży służbowej do Stanów” musiała postanowić, że zrobi mu niespodziankę. Swoją drogą Stephen widząc ubraną ją w krótkie dżinsowe spodenki, w niezwykły sposób podkreślające krągłość jej pośladków, i obcisłą czarną bluzeczkę uznał, że ten dzień jeszcze może okazać się całkiem udany...

Wpatrywał się w jej brązowe, wesołe oczy, kiedy ona, opierając się o jego brzuch, dłonią gładziła klatkę piersiową. Podobnie jak Stephen, Helen potrafiła być w łóżku nie do zmordowania, co mu oczywiście odpowiadało, ale dzisiaj, po wydarzeniach z hotelu Hilton i wspaniałym seksie z tą piękną kobietą najzwyczajniej w świecie opadł z sił.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał widząc rozbawienie na jej twarzy
- Chyba pierwszy raz udało mi się Cię zmęczyć, mój ty tygrysie.
- Mówiłem ci, że nie lubię latać samolotami, a lot z Miami do Londynu do najkrótszych nie należy. – po chwili dodał – Masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Strasznie zgłodniałem, a w lodówce raczej nic nie ma.
- Co ty byś beze mnie zrobił? – usiadła na łóżku – Dzisiaj rano zrobiłam trochę zakupów, ugotuję coś, a ty w tym czasie odpocznij sobie, bo do wieczora musisz zregenerować siły. – uśmiechnęła się dwuznacznie, wstała i zaczęła się ubierać.

Z kuchni wydobywał się niezwykle przyjemny zapach, który wywołał u Stephena nagły przypływ śliny do ust, jednak „pod groźbą kary śmierci” nie wolno mu było zajrzeć do kuchni zobaczyć co też Helen tam pichci. Z braku innego zajęcia postanowił napisać maila do Organizacji z informacją co się stało w hotelu i zapewnieniem, że nic mu nie jest. Uznał też, że jutro, może pojutrze wybierze się gdzieś nad kanał La Manche razem z Helen. Swego czasu już tam był, zatrzymał się wtedy w niedużym, przyjemnym hoteliku jakieś 10 minut drogi samochodem od Dover. Tam odpocznie po akcji-pułapce i zastanowi się co zrobić dalej. Oczywistym było, że ze „zleceniodawcą” nie uda mu się już skontaktować. Sprawdził tylko stan konta i z zadowoleniem stwierdził, że pięćdziesięcioprocentowa zaliczka, jakiej żądał nadal bezpiecznie leży na w jego banku.
Wyciągnął laptopa spod biurka i zabrał się za pisanie maila do Hansa Yorgana.


Wyspa Gary’ego, Filipiny

Dochodziła 23 czasu lokalnego, kiedy to na monitorze Hansa wyświetliło się powiadomienie o nowej wiadomości pocztowej. Yorgan rzucił okiem na nadawcę, a widząc nazwisko Rothmana uznał, że wysłał on informację o szczęśliwym powrocie z akcji. Nie spodziewając się komplikacji u Stephena postanowił, że mail może poczekać aż on sam ułoży wreszcie te teczki najemników na swoich miejscach.


Berlin, Republika Federalna Niemiec

Thor i Rudolf jedli obiad w restauracji dworcowej na Ostbahnhof. Żaden z nich nie zamówił alkoholu, oboje pili zwykłą wodę. Rozmawiali na temat ostatnich wakacji na Wyspie Gary’ego.
- Szkoda, że Stephen w tym roku się nie pojawił. – powiedział Thor
- Tak, może bym go wreszcie ograł w tego pierdolonego pokera. – uśmiechnął się szelmowsko i dodał – Ale zdaje się, że nasz niebieskooki przystojniak wyrwał jakąś Brytyjkę i ciepło mu jest z nią w łóżku.
- Podobno całkiem ładna jest... Słuchaj, a wiesz gdzie on ją poznał?
- Nie, pewnie w jakimś klubie albo innym takim miejscu. W sklepie by raczej panienek nie wyrywał... Może w jednym z tych angielskich pubów.
- No to się zdziwisz, - zaśmiał się Thor – bo poznał ją jakieś dwieście metrów od swojego mieszkanka. Z nudów poszedł do Science Museum i tam ją sobie przyuważył.
- Kurwa, co on w muzeum robił? – śmiejąc się głośno zapytał retorycznie Rudolf, ale zaraz spoważniał i zmienił temat – Wypożyczyłeś sobie samochód?
- Jasne, to niebieskie BMW, które stoi przed dworcem. A ty co masz na parkingu?
- Srebrny mercedes. Pojedziemy razem, ale na wszelki wypadek lepiej, żeby każdy miał swój samochód.
- Nie przesadzasz z tą ostrożnością? – zapytał Kaufman odkładając sztućce na talerz
- Mam niepokojące przeczucie, że coś pójdzie nie tak jak ma być...


Wyspa Gary’ego, Filipiny

- Cholera jasna! – zaklął Hans, kiedy przeczytał maila
Stephen pisał, że cała akcja to była pułapka, ale na szczęście w porę zdążył wrócić do pokoju. Ponieważ miał dzisiaj się wyprowadzić nikt nie zwrócił uwagi na to, że opuszcza hotel akurat tego dnia. Rothman prosił, aby Organizacja spróbowała dotrzeć do zleceniodawcy, choć wątpił, aby odpowiedział. W ostatnim akapicie napisał, że wyjeżdża do Kent i zatrzyma się na tydzień w The Garden House Hotel, 10 minut drogi samochodem od centrum Dover. Mają mu nie przeszkadzać, bo jedzie tam z Helen, która oczywiście nie wie czym on się zajmuje, poza tym nie chce sobie psuć należnego wypoczynku.


Berlin i Falkenhagen, Republika Federalna Niemiec

Thor trzymał się jakieś sto pięćdziesiąt metrów za mercedesem prowadzonym przez Rudolfa Steigera. Kierowali się nad jezioro Falkenhagen, na zachód od granic Berlina. Wybrali trasę dłuższą o jakieś dziesięć kilometrów, ale za to teraz mogli jechać jedną z otaczających Berlin autostradą zamiast stać w mieście w korkach. Zakładali, że pokonanie około trzydziestu pięciu kilometrów powinno im zająć trochę ponad trzy kwadranse, ale Thor spoglądając na prędkościomierz stwierdził, że jadąc z prędkością dyktowaną przez Rudolfa podróż od hotelu nad jezioro zabierze im niecałe czterdzieści minut. I dobrze, będzie więcej czasu na robotę...

W Falkenhagen zjechali z większych dróg na Kantstrasse, uliczkę wzdłuż której stały okazałe rezydencje z równie okazałymi ogrodami. Po jakimś kilometrze Thor zobaczył, że Rudolf włączył prawy kierunkowskaz i skręca w ulicę Geibelallee, którą przejechali niecałe sto metrów, po czym mercedes zjechał w lewo, w wąską przecinkę nadbrzeżnego lasu. Steiger zaparkował samochód między drzewami, a chwilę później BMW stanęło dwa metry dalej.
-Będziemy musieli kawałek dojść. – powiedział Rudolf wyciągając torbę, w której trzymał swój ekwipunek.

Autor: Popuś, Brak komentarzy · 12137 czytań
Komentarze (0)



Nick: