Organizacja - seria odcinkowa » Organizacja - Odcinek 9

Poprzedni odcinek | Spis odcinków | Następny odcinek

Organizacja

Odcinek dziewiąty


Noc z 9 na 10 sierpnia 2001
Okolice Berlina, Republika Federalna Niemiec

Już prawie się udało, wyjeżdżamy znad tego pieprzonego jeziora, teraz wystarczy się tylko dostać na dworzec. Kurwa, jak mnie ramię boli… Trzeba było wziąć mercedesa z automatyczną skrzynią biegów, nie musiałbym teraz co chwila sięgać do tej cholernej dźwigi. W pociągu będę musiał opatrzyć sobie ramię,, chociaż prowizorycznie, żeby przestało krwawić… i dać sobie dawkę morfiny.
Dobrze, że jest tak ciemno… przynajmniej nie widać plamy krwi na czarnym ubraniu, może trochę, jak się przyjrzysz… Cholera, (wciska gwałtownie hamulec i skręca kierownicę) muszę uważać na następny zjazd, bo ten prawie przegapiłem… kolejny będzie za jakieś pół kilometra, znów w lewo.
Za Thorem ktoś jedzie. Jakiś biały samochód, chyba citroen. Nie… raczej nie siedzi nam na ogonie, żeby wyjechać z tej dziury… (znów skręca w lewo, patrzy uważnie w lusterko), nie, na pewno nie, żeby stąd się wydostać musi jechać tak jak my. Chociaż, nie jest to pora na wycieczki do Berlina. Muszę go uważnie pilnować.


9 sierpnia 2001
Los Angeles, Stany Zjednoczone Ameryki

-Nienawidzę lotnisk… - mruknął pod nosem średniego wzrostu mężczyzna – zwłaszcza takich dużych jak LAX…
-Oj, nie marudź – odpowiedziała mu jego towarzyszka – pomyśl sobie, że już niedługo będziesz grzał tyłek na Hawajach – uśmiechnęła się rozbrajająco
-Kochanie, nie wiem czy pamiętasz, – Ron Higgens zrobił kwaśną minę – ale lecimy do Honolulu tylko po to, żeby przesiąść się na samolot do Manili, więc niestety bermudy i kwiecista koszula nie wchodzą w rachubę. W dodatku będzie tam czekał on… - zrobił dziwny ruch ręką, który chyba miał wyjaśnić o jakiego „jego” mu chodzi.
-Tu cię boli! – Charlene klasnęła w dłonie – Naprawdę nie mogę zrozumieć dlaczego tak nie lubisz Franka, to bardzo miły gość.
-Miły, ale może dla ciebie… - spojrzał na nią z ukosa – Poza tym, jest już chyba za stary na akcje w terenie?
-Nie stary, tylko doświadczony, kochanie… - kobieta uśmiechnęła się szeroko pokazując przy tym szereg równych, białych zębów i odrzucając swoje długie, brązowe włosy na bok.

W tym momencie uprzejma kobieta w uniformie Hawaiian Airlines poprosiła ich o bilety, a potem życzyła miłego lotu. Charlene i Ron Higgens, kiedy tylko porozumiał się z nimi Hans Yorgan, wzięli swoje zawsze spakowane walizki i czym prędzej udali się na największe lotnisko w Los Angeles, położone około 15 mil od centrum miasta. Ron upierał się, aby lecieć następnego dnia bezpośrednim połączeniem do Manili na Filipinach, a stamtąd śmigłowcem Organizacji na Wyspę Gary’ego, ale dał zdominować się przez żonę, która zdecydowała, że polecą na Hawaje, gdzie przypadkiem był Frank Hennessy, gdy dostał ofertę akcji w Liberii.

Oboje służyli swego czasu w Los Angeles Police Department, ale zmuszeni byli odejść, kiedy się pobrali, gdyż jako małżeństwo nie mogli tam pracować jednocześnie. Alternatywą okazało się A.I.M., w którym szybko zdobyli należny im szacunek i uznanie dla umiejętności w czasie walki. Charlene, niewysoka kobieta o sportowej sylwetce zawdzięczanej ciągłym ćwiczeniom i codziennym biegom, była jednym z najlepszych snajperów w Organizacji. Ron, wyższy od swojej żony zaledwie o kilka centymetrów, również wysportowany, ale nie przesadnie umięśniony, okazał się wspaniałym dowódcą oddziału, szybko podejmującym trafne decyzje. W Liberii, w wypadku wyłączenia Franka z akcji, to on miał przejąć dowodzenie operacją. Towarzystwo „Hitmana” wyraźnie mu się nie podobało, Ron nie mógł ścierpieć wygłodniałego spojrzenia, jakim tamten obdarzał jego żonę, której to najwyraźniej nie przeszkadzało.

Przerwał swoje rozmyślania, gdy znaleźli się na pokładzie Boeinga 767 linii Hawaiian Airlines lecącego do Honolulu. Stewardesa, blondynka o zgrabnych, długich nogach, wydatnym biuście i czarującym uśmiechu wskazała im ich miejsca. Charlene uwielbiała siedzieć przy oknie, wiec Ron usiadł od strony przejścia i poprosił o coś do picia, gdy tylko samolot wystartuje, najlepiej z procentem.
W końcu będzie musiał znosić towarzystwo „Hitmana”…


Noc z 9 na 10 sierpnia 2001
Okolice Berlina, Republika Federalna Niemiec

Kurwa, nie ma wątpliwości, że ten popapraniec jedzie za nami. W takim razie trzeba będzie zjechać do miasta, autostrada odpad - tam go nie zgubimy. Chyba, że… może by tak wyjechać na autostradę i go tam załatwić? (spogląda na pistolet leżący na siedzeniu pasażera) Nie, to może się nie udać, zbyt duże ryzy… (nie kończy myśli, bo coś innego zaprząta jego uwagę, tak, te światła to na pewno policyjne „koguty”) Cholera! Może pojadą dalej? Chociaż taka kawalkada na pewno ich zai… Kurwa! (chowa pistolet pod prawe udo, ale tak, żeby łatwo było go wyciągnąć, dwa radiowozy zatrzymują się w poprzek drogi, wysiada z nim funkcjonariusz) Kurwa, nie mamy wyjścia, trzeba będzie dojechać i pogadać… Thor jest tuż za mną, w razie czego damy radę się przebić…

Franz zdał sobie sprawę z tego, że policja ustawia blokadę, aby zatrzymać samochody nadjeżdżające od strony jeziora. Niemiec szybko ocenił sytuację i w ostatniej chwili skręcił w lewo, wąską uliczkę odchodzącą od drogi głównej. Tamci nie mieli już takiej szansy bez zwracania na siebie zbytniej uwagi. Wiedział, że tym manewrem rezygnuje z możliwości dalszego śledzenia najemników, ale miał nadzieję, że nimi zajmą się funkcjonariusze zainteresowani tym, co też w środku nocy robi tutaj dwóch uzbrojonych mężczyzn. Uśmiechnął się pod nosem lawirując w labiryncie wąskich dróżek, w jakim się znalazł.
Aufwiedersehen mein Freund Steiger, aufwiedersehen mein Freund Kaufman… Ich werde ein Sehnsucht haben…

-Witam, o co chodzi? – Rudolf spytał, kiedy podszedł do niego policjant w średnim wieku, miał wyraźnie podkrążone oczy i szeroko ziewał idąc w kierunku mercedesa
-Skąd pan jedzie? – do razu pytanie, bez wstępów, ein Hurensohn – Co pan robi tu o tak późnej porze?
-Razem ze znajomym wracamy do domów, zrobiliśmy sobie trzydniowy wypad na ryby. Jedziemy tak późno, bo mam słabe serce i kiepsko znoszę gorąco, teraz jest chłodno. – starał się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie – Nie wydaje mi się, abyśmy jechali nieprzepisowo. – dodał
-Pański znajomy jedzie w tym BMW z tyłu? – Rudolf twierdząco skinął głową – Mogę zobaczyć pańskie dokumenty?

Steigerowi sytuacja ta zdecydowanie przestawała się podobać, ten glina był zdecydowanie zbyt upierdliwy, powinien jechać nad jezioro, a nie przesłuchiwać wszystkich kierowców, którzy jadą do Berlina… że też musieliśmy wpaść na tego skurwiela! Rudolf już się zorientował, że śledzący ich biały citroen zniknął.
-Proszę, moje prawo jazdy – podał dokument przez otwarte okno
-Pan Felix Becker?
-To chyba nie jest zbyt zagadkowe, prawda? – „Felix” wściekle rzucił na niego okiem
-Taaa… Proszę otworzyć bagażnik.
Karabin, w bagażniku mam karabin!
-Proszę pana, jest późno, chcemy już wrócić do domu. Z kolegą nic nie zrobiliśmy, nawet nie przekroczyliśmy prędkości, więc… - uchwycił spojrzenie policjanta skierowane prosto na plamę krwi na sobie
-Pan jest ranny! – krzyknął i oskarżycielsko wycelował palec w stronę Rudolfa


10 sierpnia 2001
Moskwa, Federacja Rosyjska

Kochał Rosję. Nie znał piękniejszego miejsca na tej planecie i cieszył się, że wrócił do kraju swoich przodków, kraju, w którym się urodził, dorastał i nauczył fachu. Te kilka lat spędzonych w Stanach pozwoliło mu stać się naprawdę zamożnym człowiekiem we własnym kraju. Dzięki służbie w Organizacji zarobił znacznie więcej niż mógłby zarobić w swojej ojczyźnie, jednak nie miał zamiaru sprzedać swojej rosyjskiej duszy za dolary. Dzięki kilku udanym akcjom stał się jednym z bardziej znanych najemników w A.I.M. i mógł sobie pozwolić na powrót do Moskwy. Bolało go, że u steru władzy w jego kraju stoi były agent KGB, którego tak nienawidził. Na szczęście Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopastnosti już oficjalnie nie istniał, ale Ivan zbyt dobrze poznał Federalną Służbę Bezpieczeństwa, by nie wiedzieć, że nastąpiła tylko zmiana nazwy i „przyciszenie” swojej działalności – podobnie jak pozostali, obecny dyrektor FSB Nikołaj Platonowicz Patruszew był kiedyś szychą w KGB…

Koniec rozmyślań – zganił się w myślach. Choćby chciał nie ma wpływu na to, co się w kraju dzieje, a mimo wszystko Putinowi trzeba oddać, że podniósł Rosję z głębokiego kryzysu gospodarczego…
Ivan Dolvich był rannym ptaszkiem, codziennie wstawał o 5.00 i, niezależnie od pogody, biegał ze swojego mieszkania na Plac Czerwony i z powrotem. Nawyk uprawiania joggingu wyniósł ze swojego pobytu w Stanach, ale całkowicie mu to nie przeszkadzało. Lubił biegać.
-Priwiet Ivan! – zawołał jego sąsiad, kiedy go zobaczył wychodzącego z mieszkania – Idiosz biegat’?
-Zdrastwuj Sasza! Da, a sewodnia oczień tiepło w Maskwie…, wam toże nużna trachu pabiegat’, nu? – zaśmiał się
-Niet, niet! Nie budu próbowat’ – Sasza również się uśmiechnął – Idu zakurit’
-Do wstrieczi!
Poszedł w kierunku wyjścia na dwór, kiedy zza pleców usłyszał charakterystyczny odgłos odbezpieczanej broni, błyskawicznie odwrócił się na pięcie i zobaczył wylot lufy rewolweru trzymanego przez jego sąsiada.
-Izwinit’ie pażałsta, Ivan – westchnął Sasza – Wam nużna mienia izwinit’…


Noc z 9 na 10 sierpnia 2001
Okolice Berlina, Republika Federalna Niemiec

-…jest ranny!
Steiger bez zastanowienia wyszarpnął SIG-Sauera spod uda i dwukrotnie wypalił prosto w pierś policjanta. Wcisnął pedał gazu do dechy, widział jak policjant stojący przy jednym z radiowozów wyciąga własną broń. Ułamek sekundy późnej jego mercedes uderzył w bagażnik tamtego samochodu. Siła uderzenia obróciła radiowóz, który z kolei pchnął funkcjonariusza i powalił na ziemię nim zdążył wystrzelić. Thor z piskiem opon ruszył zaraz za Steigerem…

Autor: lukasamd, Brak komentarzy · 11868 czytań
Komentarze (0)



Nick: