Organizacja
Odcinek siódmy
Noc z 9 na 10 sierpnia 2001
Falkenhagen, Republika Federalna Niemiec
Pierwsza kula minęła głowę Rudolfa dosłownie o włos uderzając w drzewo za nim i rozpryskując kawałki kory dookoła. Niemiec odruchowo przykucnął i błyskawicznie schował się za pniem dającym mu chociaż minimalną osłonę przed nieprzyjacielskim ogniem. Ostrożnie się wychylił, aby sprawdzić skąd mógł paść strzał, ale gdy tylko jego głowa znalazła się w zasięgu rażenia wroga od razu posłano w jej kierunku grad kul. Na szczęście wszystkie minęły najemnika o centymetry i żadna nie wyrządziła mu krzywdy. Niemniej jego sytuacja nie była najlepsza.
Thor dosłownie na ułamek przed strzałem dojrzał przeciwnika i nie zwlekając rzucił się na ziemię. Krótka seria przeszyła powietrze nad jego plecami. Gdy tylko padł natychmiast przeturlał się odrobinę, wycelował i pociągnął dwa razy spust. Za pierwszym razem chybił celu, ale druga kula trafiła, leżącego między małymi krzewami, przeciwnika prosto w głowę. Kaufman rozglądał się w poszukiwaniu kolejnych celów, kiedy tuż przed jego nosem wzbiły się fontanny ziemi. Nie czekając aż seria go dosięgnie przetoczył się po niewielkiej pochyłości kilka metrów w dół aż dotarł do dużego drzewa, za którym mógł się schować przed nieprzyjacielskim ogniem.
Był pewien, że strzelano z wysokich trzcin nad jeziorem. Rudolfa dziwiło, iż nie pojawiła się jeszcze policja, a sąsiedzi byli jakby głusi na dwie eksplozje granatów w sąsiednim budynku. Nie zastanawiał się jednak czym było to spowodowane, bo bardziej interesował go sposób, w jaki można by wykurzyć nieprzyjaciela ze swojej kryjówki. Obecną sytuację trudno było nazwać patową, bo w momencie, gdy przybędą „niebieskie mundurki” to najemnicy będą na straconej pozycji, a nie bandyci ukrywający się przybrzeżnych trawach. Trzeba więc tą sytuację jakoś zmienić.
Jedynym jego pomysłem był ostatni granat.
Po prostu nie wierzył własnym oczom, kiedy obserwował lecący, po wysokim łuku, granat. Przez myśl mu przeszło, że może Rudolf ześwirował pod wpływem emocji i nawet spodziewał się, że za chwilę zobaczy krzyczącego, biegnącego w stronę jeziora i strzelającego na oślep kolegę. Przez te dwie sekundy, wydające się wiecznością, prowadził wzrokiem jajowaty przedmiot, mając nadzieję, że chociaż trafi w odpowiednie miejsce. Kiedy nocną ciszę rozerwał huk wybuchu, ku swemu przerażeniu, zobaczył… to, czego zobaczyć nie chciał…
Gdy tylko granat wylądował na ziemi i wybuchł Rudolf zerwał się biegu w stronę jeziora. Pruł serią przed siebie, nawet nie próbował celować w cokolwiek. Po prostu chciał się dostać do Thora, który patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Steiger zobaczył błysk z lufy w trzcinach i momentalnie skierował tam swoją broń. Co prawda nie liczył na to, że trafi, ale nie spodziewał się też, że akurat w tym momencie skończy mu się amunicja…
Wciąż zszokowany Thor zobaczył, że broń Rudolfa przestała wypluwać z siebie kolejne kule. Nie zastanawiał się. Po prostu zadziałał wpajany latami odruch. Wyjrzał zza swojej osłony, skierował swój pistolet maszynowy w kierunku, gdzie widać było ogień z nieprzyjacielskiej lufy i ściągnął spust. Pociski wzbiły w powietrze fontanny ziemi. Przerażony przeciwnik podniósł się, aby uciec w bezpieczniejsze miejsce. W tym momencie dosięgły go kule wystrzelone przez najemnika. Kaufman widział jak przykucnięta postać zostaje przewrócona siłą uderzenia na plecy. Z gardła mężczyzny wydobył się głośny krzyk bólu, gwałtownie przerwany charkotem, kiedy jego gardło zostało rozdarte następnym trafieniem.
Otto zasłonił głowę rękami, kiedy upadła na niego, wyrzucona siłą wybuchu, ziemia. Zdezorientowany zaklął siarczyście, rozejrzał się wokół sprawdzając czy wszyscy żyją. Od razu dostrzegł, w niewielkiej odległości od miejsca, gdzie spadł granat, nieruchomego człowieka leżącego z nienaturalnie rozrzuconymi rękami i nogami. Czyli zostało ich tylko czterech. Skierował wzrok w stronę najemników i zobaczył biegnącego Steigera akurat w momencie, kiedy skończyła mu się amunicja. Chciał w niego wycelować, ale zobaczył, że ten drugi otwiera ogień. Odruchowo spojrzał w miejsce, gdzie trafiały wrogie kule.
-Nie wstawaj idioto! – wrzasnął, ale było za późno, krzyk umierającego człowieka zagłuszył jego rozkaz. – Odwrót! – wykrzyczał komendę i starając się nie wychylać ponad trzciny zaczął posuwać się w stronę łódek. Ta walka była bez sensu, nie mieli szans.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz!? – wrzasnął Thor, gdy tylko Rudolf znalazł się w pobliżu - Po co nam broń z tłumikiem skoro używasz granatów?
- Miałeś inny pomysł? – zapytał retorycznie Steiger wpinając nowy magazynek do swojego pistoletu maszynowego i wyglądając zza mizernej osłony – Chyba pozbyłeś się ostatniego… Zjeżdżamy do samochodów…
Zerwali się i ruszyli biegiem w stronę swoich aut. Thor przeklinał Rudolfa, Rudolf przeklinał cały świat, a sąsiedzi w swoich domach przeklinali idiotę, który zakłócił ich spokój i dzwonili na policję, aby ta coś zrobiła.
Thor pierwszy dopadł do swojego niebieskiego BMW, szybkim ruchem otworzył drzwiczki i już wejść do środka, kiedy silna ręka chwyciła go za ramię, przytrzymując go na zewnątrz.
-Stój! – krzyknął Rudolf – Sprawdźmy czy nie zostawili nam niespodzianki, przygotowali się solidnie, więc trzeba być gotowym na wszystko.
- Wydaje mi się, że… - nie skończył, bo już widział jak Steiger nurkuje pod samochód, aby obejrzeć podwozie
- Kurwa. - zaklął, gdy tylko wstał, ale od razu rzucił się na ziemię pod swoim Mercedesem
- Co jest?
- Oba zaminowane. – splunął na ziemię – Cholera, gdyby nie moja ręką rozbroiłbym błyskawicznie, ale podejrzewam, że najmniejszy wstrząs wystarczy, byśmy wylecieli w powietrze… Dasz radę?
- Zajmie mi to więcej jak tobie, – odpowiadał włażąc pod Mercedesa – daj latarkę, zajmie mi to więcej jak tobie, ale zrobię to.
Rudolf przyklęknął pomiędzy dwoma samochodami i uważnie lustrował okolicę. Nie zauważył kolejnych przeciwników, ale dostrzegł postacie w oknach przy ulicy. No tak, teraz należy spodziewać się policji.
- Streszczaj się, człowieku. – ponaglał go – Jeszcze swój musisz rozminować.
- Na cholerę oba? – zapytał zdziwiony Thor odkładając rozbrojony i bezpieczny już ładunek na ziemi
- W dwóch samochodach mamy większe szanse, więc się, kurwa, streszczaj.
Franz był wściekły. Odebrał meldunek od Otta, który już nawiewał ze swoimi ludźmi jeziorem. Tamtych została tylko połowa, cały oddział Kurta wybity do nogi, a najemnicy bez strat – jeden tylko prawdopodobnie postrzelony w ramię. Prawdopodobnie! Cholera, nie rozumiał dlaczego nie mógł tego załatwić jeden snajper. Nie dyskutował ze swoim pracodawcą, bo mimo wszystko był przekonany, że nie będzie komplikacji. Dobrze, że założył te ładunki. Przynajmniej będzie się musiał tylko tłumaczyć ze strat w ludziach, a nie z niewykonanego zadania. Kiedy usłyszał wybuch myślał, że to jeden z samochodów, ale szybko zdał sobie sprawę, iż złudne jego nadzieje – ci głupi najemnicy znów tłukli granatami do jego ludzi. Teraz był pewien, że policja się pojawi, więc szybko pobiegł do garażu, gdzie stał citroen na francuskich numerach.
Wsiadł do niego, pistolet schował pod siedzenie mając jednocześnie nadzieję, że w razie ewentualnego zatrzymania nie będą go dokładnie sprawdzać. Sprawdził schowek – tak, francuskie dokumenty leżały na swoim miejscu, niemieckie już wrzucił do kominka. Nacisnął przycisk na pilocie i stukając nerwowo w kierownicę obserwował jak brama garażu podnosi się w niesłychanie wolnym tempie. Kiedy wreszcie droga była wolna wcisnął gaz do dechy i ruszył. Właśnie miał wyjechać na ulicę, kiedy drogę przecięły mu dwa samochody.
Niebieskie BMW i srebrny Mercedes…
10 sierpnia 2001
Wyspa Gary’ego, Filipiny
W tym czasie na Filipinach Earl był już na nogach. Udało mu się wreszcie skontaktować z Stephenem, który z łaski swojej raczył jednak zadzwonić bezpośrednio do niego. Wydarzenia dnia nie dały Rothmanowi spać i w końcu zdecydował się porozmawiać ze swoim szefem o tej sprawie. Tak… nie było wątpliwości, że ktoś bardzo chciał pozbyć się Stephena z rynku. Obaj natomiast nie rozumieli dlaczego ktoś bawił się w taką szopkę zamiast po prostu zastrzelić najemnika. Może chciano, aby Stephen przesiedział resztę życia w więzieniu? W końcu rządy wielu państw godziły się na przebywanie członków Organizacji na terenie ich krajów, dopóki ci byli tylko najemnymi żołnierzami, a nie płatnymi zabójcami. Wielu stosowało się do tej zasady, część ją naciągała uważając, jak na przykład Rudolf i Thor, że pozbycie się handlarzy bronią nie jest „zwykłym” morderstwem.
Inni natomiast, od czasu do czasu, wykonywali egzekucje na niewygodnych ludziach. Oczywiście nikt nigdy nie wiedział, że to ktoś z A.I.M zabił wpływowego kongresmena czy właściciela dużej firmy. Gdyby wyszło to na jaw, wtedy Stany Zjednoczone czy Niemcy, gdzie przebywało najwięcej najemników na pewno wypowiedziałyby swego rodzaju wojnę Organizacji, nie oglądając się na stare, dobre czasy, kiedy władze tychże krajów korzystały z jej usług. W ślad za nimi poszłaby reszta świata….
- Cholera! – krzyknął Earl uderzając dłonią w czoło.
Już wiedział dlaczego…
Noc z 9 na 10 sierpnia 2001
Londyn, Wielka Brytania
Stephen ostrożnie, aby nie obudzić Helen, położył się z powrotem do łóżka. Wślizgnął się pod kołdrę i objął piękną kobietę ramieniem. Czuł zapach jej włosów oraz delikatną woń jej tabaczkowych perfum. Lubił ten zapach. Nie wiedział dlaczego, może po prostu miło mu się kojarzył? Cholera, bez przesady, zganił w myślach sam siebie. Przecież znam ją od niedawna, wiem o niej niewiele, a ona nie wie o mnie nic. Przynajmniej nic prawdziwego… Tak, wiedział, że ze względu na swoje zajęcie, nie może się z nikim wiązać. Pojadą do Dover, a potem się z nią rozstanie. Nie może z nią być dłużej. Nie będzie to trudne… przecież robił tak wiele razy… Właściwie to o co mu chodzi? Przecież i tak jej nie kocha…
A może…?
Nie, to niemożliwe…