Recenzja
Hired Guns: The Jagged Edge
Seria Jagged Alliance nie ma szczęścia. Kiedy tylko twórcy pierwszej i drugiej części wzięli się za „trójkę”, siła wyższa kazała im rzucić projekt w kąt i zbierać manatki. Producent, kanadyjska firma Sir-Tech zbankrutowała, nie dając fanom złudzeń co do przyszłości serii. Punkt zwrotny nastąpił jakiś czas później, kiedy Strategy First wykupiło wszystkie prawa do serii Jagged Alliance. Jednak pracownikom tej, również kanadyjskiej firmy, nie było śpieszno tworzyć kontynuacji z prawdziwego zdarzenia. Najpierw wydano samodzielny dodatek do „dwójki” zatytułowany Wildfire, który tak naprawdę był tylko ulepszeniem gry wydanej 5 lat wcześniej.
Prawdziwa rewolucja nastąpiła dopiero w czerwcu 2004r., kiedy oficjalnie zapowiedziano Jagged Alliance 3. Tyle, że najpierw miało powstać Jagged Alliance 3D, które miało być próbą przed prawdziwą kontynuacją. Tak na wszelki wypadek, gdyby mieli coś spaprać. Zadanie stworzenia gry przypadło rosyjskiej firmie MistLand South, która miała już doświadczenie w tworzeniu gier strategiczno taktycznych… ale nie turowych. Kilka tygodni później opublikowano pierwsze zdjęcia z gry, które jak na tamten okres wyglądały bardzo zachęcająco. Wtedy też nastąpił mój pierwszy kontakt z projektem, który śledziłem aż do dnia polskiej premiery. Przez te 4 lata nie tylko czytałem wszystkie nowości ale także sam je pisałem. Dane mi było również przeprowadzić wywiad z samym szefem projektu.. Wedle wszelkich zapowiedzi JA3D miało być idealną kontynuacją serii. Czy się udało?
Zanim do tego przejdziemy, odpowiedzmy sobie na pytanie – czym właściwie jest Hired Guns: The Jagged Edge? Jeśli nie śledziłeś losów gry wystarczająco długo, pewnie zadajesz sobie pytanie, skąd ta zmiana tytułu? W powyższej, skrótowo opisanej historii projektu nie wspomniałem o jednym – w międzyczasie Strategy First, jako firma posiadająca prawa do serii Jagged Alliance, zerwała umowę z rosyjskim producentem (który zmienił nazwę na GFI Russia). Rosjanie nie mogli dalej rozwijać projektu pod tym tytułem i w tej postaci. Zdecydowano, że nazwa ulegnie zmianie a z samej gry usuną elementy bezpośrednio związane z JA. Tak oto kontynuację jednej z najpopularniejszych serii gier turowych wydano jako całkowicie nowy tytuł nie mający nic wspólnego z jego kultowymi odpowiednikami. Jednakże, nie dziwcie się częstym porównaniom do Jagged Alliance 2.
Hired Guns: The Jagged Edge to strategiczno-taktyczno gra turowa. Mówiąc krótko, oznacza to, że walka odbywa się na przemian, raz strzela wróg, raz gracz. Taka rozgrywka wymaga dokładnego przemyślenia każdego ruchu, a samą akcję obserwujemy z góry. Zakres ruchów wykonywanych w czasie jednej tury przez danego najemnika ograniczono punktami akcji (PA). Akcja rozgrywa się w Diamentowym Wybrzeżu, kraju trzeciego świata czerpiącego głównie zyski z turystyki oraz wydobycia diamentów. Dwóch braci sprzecza się o prezydenturę, czego efektem jest wygnanie z kraju jednego z nich, podczas gdy drugi staje się bezwzględnym dyktatorem. Tymczasem, krajem wstrząsają kolejne potyczki bandytów z siłami rządowymi. Ogółem, fabuła ma wiele wspólnego z dzisiejszymi realiami, z tym co dzieje się na świecie, bez zbędnych udziwnień. Zanim jednak weźmiemy udział w jakieś potyczce, musimy skorzystać z nieodzownego laptopa, gdzie za pomocą strony internetowej zwerbujemy wybranych najemników, zakupimy sprzęt i odbierzemy pocztę. Rzecz jasna, fundusze są ograniczone, toteż trzeba rozsądnie nimi dysponować. Cały czas czuwa nad nami samouczek, który drobiazgowo opisuje wszystkie elementy gry.
Sytuację ratuje tapeta. Cała reszta gorsza niż w JA2 | Notes to ciekawa rzecz, ale całkowicie zbędna |
Laptop to spore zaskoczenie - został bardzo uproszczony względem Jagged Alliance 2, mamy tu zaledwie trzy strony internetowe, i to te podstawowe: M.Z.N., w którym najmujemy najemników; Dickie Jay, gdzie dokonujemy zakupu potrzebnego sprzętu, oraz I.A.P., który daje nam możliwość stworzenia od podstaw własnej postaci, czyli tzw. IMPa. Odbywa się to w dokładnie ten sam sposób jak to miało miejsce w JA2: wybieramy twarz dla postaci, płeć, imię i nazwisko, dalej odpowiadamy na pytania oraz ustawiamy jego statystyki. I tutaj muszę przyczepić się pierwszego etapu – pytania są podobne do tych z „Jaggeda”. Nie są takie same, ale nie zmienia to faktu, że twórcy mogli nieco bardziej się postarać. Mimo to, są one bardzo fajne, naprawdę można nieźle się uśmiać. Kolejne zakładki w laptopie to E-mail oraz Dziennik. W tej pierwszej odczytujemy wiadomości, które przesyła nam nasz zleceniodawca. I tutaj wielkie uznanie dla twórców gry, postąpili wbrew dzisiejszej modzie na ukrócanie wszystkiego do minimum, aby mało rozgarnięci gracze się nie pogubili. Dostajemy nie tylko ważne informacje od szefa na temat stanu rzeczy, ale także informacje ze świata, w tym o Diamentowym Wybrzeżu – fikcyjnym państewku w którym rozgrywa się akcja gry. Od czasu do czasu na naszą skrzynkę trafia także wszechobecny spam, razu pewnego dostałem linka prowadzącego do YouTube. Sprawdziłem to, ujrzałem filmik, a dokładniej… zwiastun innej gry taktycznej tego samego producenta.
Z kolei w Dzienniku pojawiają się zapisy naszych posunięć, których nawet nie czytałem. Być może dlatego, że nigdy o nich nie pamiętałem, a gra nie powiadamia o nowym wpisie. Ogółem, laptop stracił na znaczeniu, korzystałem z niego rzadko, i to tylko wtedy, gdy musiałem. Wykonanie samego dziennika pozostawia wiele do życzenia - wygląda jak kilka tabelek zrobionych na szybko w prostym programie graficznym. Za to tapetka z żołnierzem na tle płomienia jest niczego sobie.
Przechodząc do mapy kraju. Została ona zbudowana w dość ciekawy sposób – to po prostu papierowa mapa rozwinięta na drewnianym stole, oświetlana przez małą lampkę. A obok niej, manierka z logiem - tak, zgadliście – innej gry taktycznej producenta. Sektorów mamy „tylko” 19 ale nie wszystkie są widoczne od razu, liczba to śmieszna w porównaniu z ponad 250 sektorami w JA2. Element ten nie wszystkim przypadnie do gustu, choć zawodowi stratedzy powinni być w siódmym niebie. Każda z lokacji wielkością znacznie przewyższa te z „Jaggeda”, pomijając już fakt, że zabicie nawet 10 wrogów może nam zająć kilka godzin. Plan każdego sektora możemy obejrzeć jeszcze zanim do niego wejdziemy, a po zdobyciu czeka na nas bardzo pomysłowy i udany wątek ekonomiczny – niektóre sektory możemy ulepszać. Na przykład, do lotniska możemy dokupić dodatkowy terminal, do kopalni lepszy sprzęt itd. To pozwala czerpać z nich większe zyski i po części rekompensuje brak wielu innych elementów, o które ekran mapy został uszczuplony.
Zdzisiek odsuń się. To sprawa między mną a Ryśkiem | Najemnicy z reguły rzadko korzystają z klamek |
Zawód, a raczej irytacja spotyka nas już podczas wczytywania pierwszego sektora. To trwa zdecydowanie za długo. Pierwszy sektor to jeszcze nic, kiedy wejdziecie do lokacji Miasto Portowe, zdążycie zrobić sobie herbatę i jeszcze ją wypić. Trzeba posiadać naprawdę mocny komputer, aby skrócić ten proces do znośnego poziomu. Po przejściu do ekranu gry taktycznej mamy możliwość rozstawienia swoich najemników na fioletowym pasku obok jednej ze ścian sektora. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju, a był nią fioletowy pasek. W podpowiedzi napisano, że jest on niebieski. Cały czas zastanawiałem się, czy to tłumacz jest daltonistą, czy też jeden z twórców gry...
W tej grze nie ma czasu na nudę. Niemalże każdy sektor zajęty jest przez wroga, czy to przez siły rządowe, bandytów czy innych zbirów. Jednak gra straciła na szybkości. Przy Hired Guns nawet leciwe Jagged Alliance 2 wydaje się grą akcji. Tam po prostu walka była znacznie dynamiczniejsza. I wcale nie mam tu na myśli długiego czasu wczytywania, nasi wrogowie po prostu podejmują zbyt mało działań na jedną turę. Niestety, ale należy tu wspomnieć o jednym ze słabszych elementów gry – inteligencji komputerowych przeciwników. Choć twórcy nie zapowiadali rewolucji względem JA2, to jednak chciało by się coś więcej niż kilku napakowanych gostków biegnących wprost pod naszą lufę. Naprawdę, nie rozumiem dlaczego wrogowie wiecznie dążą do tego, ażeby znaleźć się jak najbliżej nas. Choć są pewne wyjątki… Niektórzy próbują załatwić nas z drugiego końca sektora marnując tylko nasz cenny czas. Ale wszyscy, niezależnie od frakcji, do której należą, są dobrzy (a nawet za dobrzy) w rzucaniu granatów. Przed wejściem do sektora lepiej zapisać grę, bo niejednokrotnie Ci się to przyda. Już od pierwszych sekund walki, w ramach powitania, jesteśmy zasypywani granatami ręcznymi. Czasem odnosiłem wrażenie, że to właśnie granat jest ich podstawową bronią, podczas gdy karabin stanowi jedynie uzbrojenie zapasowe, w razie wyczerpania tego pierwszego.
Nasi najemnicy również nie grzeszą inteligencją. Są zdolni nie trafić wroga z odległości 2 metrów, ani jednym strzałem! Zupełnie jak 10 lat temu... Ale najciekawsze jest to, że wystarczy postawić jednego najemnika za drugim, wycelować w oddalony cel i mamy jak w banku, że trafi w kogoś z naszego oddziału! Kuleje, kwiczy i dogorywa również system odnajdywania drogi. Często zdarza się, że musimy przebiec pół lokacji tylko dlatego, że nasz najemnik nie potrafi wejść na podest sięgający mu do kostek. Ale nie to jest najbardziej denerwujące. Spróbujcie tylko za czymś się schować, na przykład pod oknem. Kiedy podniesiemy się w następnej turze, może okazać się, że nie widzimy żadnych przeciwników, bądź ich niewielką część, mimo że jeszcze przed chwilą widział ich całą zgraję. No, trudno, żeby nie marnować tury, strzelamy w najbliższego i… Niespodzianka! Po oddaniu strzału (oraz wyczerpaniu punktów PA) nasz najemnik nagle zauważa bandziorów czających się kilka metrów od nas! W ogóle nasi podopieczni mają poważne problemy ze wzrokiem - widzą tylko to, co stoi dokładnie przed nimi.
Kitajec wyraźnie zaskoczony gorącem afryki | "Leśniczy" z FN FALem... |
Sami najemnicy są dziwni, lekko mówiąc. Ksywy takie jak Cegła, Wrzuta czy Wampir jakoś do mnie nie przemawiają. Nie lepiej jest z ich twarzami. Aż trudno uwierzyć, że przynajmniej połowa z nich nie miała nigdy bliskiego spotkania z ciężarówką. Ich głosy uległy znacznej poprawie w stosunku do wersji demonstracyjnej, lecz wciąż są słabe i niekiedy nużące. To samo tyczy się tekstu, podam przykład: jeden z nich słysząc wrogów bez przerwy wypowiada kwestię „Zwierzęta są niespokojne”. Jakie zwierzęta? Chomiki? Jakoś żadnych nie zauważyłem. Wśród tych 30 najemników każdy znajdzie swoje typy, ale ciężko się z nimi uosobić. Minęło sporo czasu zanim opanowałem który jest który. Cała organizacja M.Z.N. cierpi na brak porządnego charakteru. Pominę już fakt, że 3 / 4 z nich sprawia wrażenie chorych psychicznie, i to naprawdę poważnie.
Tyle o wadach systemu walki i postaciach. Zalet jest znacznie więcej, choć (co ważne) trzeba poświęcić sporo czasu, aby je dostrzec. Ogromnym plusem jest system celowania. Mianowicie, celowanie odbywa się w bardzo prosty sposób – w prawym dolnym rogu znajduje się mała tabelka z wizerunkiem człowieka, klikając na głowę, korpus, ręce lub nogi wybieramy część ciała w którą chcemy trafić. Najtrudniej oczywiście trafić w głowę, ale efekt jest natychmiastowy. No, chyba że nasz przeciwnik ma założony solidny hełm, który po pierwszym strzale potrafi spaść z jego głowy. Ciekawy jest również patent z szybami – jeśli tylko znajdziemy się zbyt blisko szyby, możemy zostać zranieni, gdy ta zostanie rozbita. Niewiele, ale rzecz ciekawa.
Fizyka świata również stoi na dobrym poziomie. Nie zawsze jest ona realistyczna, ale widok przeciwnika wyrzuconego w tył daje satysfakcję. Może nawet większą niż w JA2, gdyż tutaj widok latających przeciwników nigdy nie jest taki sam. Ale prawa fizyki nie dotyczą tylko ludzi. Ciekawe jest to, że możemy zostać zranieni nawet przez… rykoszet! A za pomocą granatów czy innych ładunków wybuchowych możemy zniszczyć niemal wszystko. Czy to ścianę, sufit czy cały budynek, nawet drzewa. Nic nie oprze się sile wybuchu. Również lokacje zaprojektowano w bardzo pomysłowy sposób. Nie są to tylko przypadkowo postawione budowle, wszystko ma swoje miejsce i rolę. Szczególne wrażenie robi wielki statek, dźwig czy latarnia morska. Szkoda tylko, że nie do wszystkich można wejść. Szkoda również, że twórcy nie postarali się o nieco więcej postaci NPC. Mogę na palcach jednej ręki policzyć wszystkie, które spotkałem.
W skrzyniach znajdziemy sporo przydatnych rzeczy | Obiekty zostały wykonane bardzo starannie |
Tylko co z elementami, które zostały przeniesione z JA2? Jak dotąd niemal wszystkie skrytykowałem. Ale, momencik, sytuację ratuje system punktów akcji. Tutaj w jednej turze możemy przebiec naprawdę sporą odległość, zakres ruchów jakie możemy wykonać też jest spory. Aby to jakoś zrekompensować, podczas walki nawet takie czynności jak zmiana broni czy przeładowanie zabiera nam cenne punkty. I choć nie są to wielkie ilości, w krytycznych sytuacjach mogą zadecydować o naszym być, albo nie być. Również wspomniane wyżej granaty nabrały nieco realności. Jeśli zachce mu się wybuchnąć tuż obok nas, czeka nas pewna śmierć. W najlepszym wypadku, uda nam się jej uniknąć, choć wtedy należy liczyć na spotkanie z ciężkimi ranami.
A, skoro o uzbrojeniu mowa. Twórcy obiecali nam ponad 150 różnorodnych modeli broni, ale jakoś tego nie widać. Mamy trochę pistoletów, trochę karabinów, materiałów wybuchowych, a nawet jedną wyrzutnię rakiet… Wszystkiego po trochu. Gracze obeznani w militariach z pewnością poczują niedosyt. Ja tymczasem zastanawiam się po co twórcy dodali możliwość założenia czegoś na oczy skoro nic takiego nie ma? Ani noktowizorów, ani gogli, ani nawet okularów, kompletnie nic! Za to nietrudno znaleźć dodatki do broni, wśród których spotkamy takie zabawki jak celowniki optyczne, kolimatorowe itd. Mam jednak jedno ‘ale’ - zużywają się skandalicznie szybko, podobnie jak same bronie zresztą.
Jeśli chodzi o stronę audiowizualną. Cóż, na publikowanych zdjęciach, Hired Guns nigdy nie raziło w oczy wspaniałą grafiką. Na monitorze nie zobaczymy żadnych skomplikowanych, zapierających dech w piersiach efektów, od których, w dzisiejszych grach aż się roi. Wykonanie roślinności, obiektów czy samych postaci może się podobać, choć zaznaczyć należy, że grafika jest bardzo nierówna. Niektóre lokacje wyglądają tak, że aż chce się patrzeć. Na innych jednak grafika wygląda tak, jakby twórcy wyciągnęli ją z innej, starszej gry i wrzucili do Hired Guns. Więc jaka jest ta grafika? Ogółem ładna, ale tylko tyle.
Niestety tego samego nie można powiedzieć o muzyce. Jeśli myślicie, że i ten element wzorowany był na „jaggedach” - grubo się mylicie. To po prostu typowe dudnienie, którego mamy serdecznie dosyć już po chwili grania. Dźwięki otoczenia i wystrzałów mają się lepiej, ale wciąż nie tak jakbyśmy tego chcieli. Te pierwsze po prostu są, zaś odgłosy wystrzałów brzmią bardzo średnio. Nie dość, że jakość strony audio nie stoi na wysokim poziomie, to dodatkowo regularnie nawiedza ją pewien błąd, który po dłuższym czasie gry tworzy echo – wszystkie dźwięki są powtarzane po 2-3 sekundach. Ale nie to denerwuje najbardziej. W dosłownym tego słowa znaczeniu, można dostać palpitacji serca, kiedy ściszone do niskiego poziomu odgłosy wybuchów osiągają najwyższy pułap. Możecie robić co chcecie, ustawienia głośności i tak będą wariowały według własnego uznania.
Czy to kiosk? Dostanę Wyborczą? | Odlot co nie? |
Na koniec zostawiłem to, na co nasza strona miała swój wpływ – polskie wydanie. Dystrybucją gry na terenie naszego kraju zajęła się firma TopWare Poland. Okładka prezentuje się bardzo ładnie, zauważalnie wyróżnia się na półkach sklepowych i przyciąga zainteresowanych graczy. Sama okładka została niejako wybrana przez Was, gdyż dystrybutor kierował się właśnie opiniami fanów. Wydanie jest bardzo standardowe. W pudełku, oprócz płyty DVD z grą znajduje się instrukcja opisująca każdy etap gry. I to wszystko, ale nie ma co narzekać, bo i cena nie jest wygórowana. Cieszy mnie natomiast fakt, że polska wersja gry została przygotowana bardzo starannie. Grałem w Hired Guns łącznie 2 miesiące i przez ten czas nie znalazłem żadnych błędów. Po prostu nie ma do czego się przyczepić. Pod tym względem to kawał naprawdę solidnej roboty.
Podsumowując. Hired Guns: The Jagged Edge to niedoszła kontynuacja serii Jagged Alliance, z tej też racji byłbym głupcem, gdybym nie porównał jej do drugiej części serii. A porównań nie brakowało, musicie przyznać. Ale tak naprawdę to dwie różne gry. Recenzowany tytuł z początku sprawia wrażenie dość topornej i niezrozumiałej gry, ale po dłuższej chwili to JA2 wydaje się strasznie łatwą grą. Hired Guns to bardzo dobra pozycja, ale trzeba czasu by to spostrzec. Nie wyciąga przyjaznej dłoni w stronę nowych graczy, sprawia wrażenie dziwnej. Ponadto, końcowe wrażenie psują liczne błędy, które naprawdę rzadko dają o sobie zapomnieć. Osobiście przeszedłem całą grę. I, choć zakończenie było nieco inne niż te, którego się spodziewałem, czuję niemałą satysfakcję. Będę miło wspominał chwile spędzone z HG. A, skoro o zakończeniu mowa, w ostatniej chwili nastąpi dość niespodziewany zwrot akcji... Ale o tym przekonacie się już sami ;-) Teraz już wiem, że (mimo licznych błędów) to gra godna polecenia, z niecierpliwością czekam na kontynuację! Szkoda tylko, że długo oczekiwany patch pojawi się dopiero po publikacji recenzji. Jednakże, jeśli macie grę w nowszej wersji to tym bardziej powinniście zagrać.